To Opowiadanie jest autorstwa Montez. |
---|
Kevina obudziły maszyny w sali szpitalnej w, której leżał. W dużym oknie wychodzącym na korytarz dostrzegł swoją matkę Rosalie rozmawiającą z lekarzem, a obok nich na krzesłach siedział Taylor ze swoją babcią oraz mężczyzna, który ocalił im życie.
Kevin spróbował poruszyć się, ale nie mógł bo miał w gipsie prawią nogę i owinięte w bandaże obie ręce, tors i głowę, miał podłączoną kroplówkę.
Drzwi jego pokoju otworzyły się, do środka weszła pielęgniarka z nową kroplówką na widok obudzonego Kevina szeroko się uśmiechnęła.
- Jak się czujesz? - zapytała. Miała miły, słodki głos.
Rosalie spojrzała się w okno z korytarza i po chwili weszła do pokoju z lekarzem i całą zgrają z korytarza. Taylor miał lewą rękę w gipsie i podrapaną twarz, gdy podszedł do łóżka, Kevin dostrzegł, że też lekko utykał.
- Trzymasz się? - zapytał Taylor.
Kevin kiwnął głową, zerkając na mężczyznę z brodą, który stał na tyłach całego zgromadzenia.
- Dzień dobry - przywitał się mężczyzna podchodząc bliżej. - Nazywam się Thomas Pearl.
- Pan Pearl usłyszał naszą rozmowę z Russellem, i przyszedł nam na pomoc - wyjaśnił Taylor.
Kevin nie mógł nic wydobyć ze swojego gardła, żadnego odgłosu, nawet zwykłego "dziękuje". Więc mrugnął oczami i smętnie kiwnął głową, a pan Pearl chyba zrozumiał bo lekko się uśmiechnął i również kiwnął głową.
- To ja już sobie pójdę - powiedział pan Pearl - chciałem tylko przedstawić się Kevinowi. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Pan Pearl ukłonił się lekko i wyszedł z sali kierując się korytarzem do wyjścia.
- Kevin, na miłość boską - jęknęła Rosalie wycierając łzy - mogłeś mi powiedzieć, że potrzebujesz pieniędzy aby oddać dług Russellowi.
Kevin zrobił dziwną minę.
- Taylor nie męczmy już chorego, chodźmy - szepnęła pani Moore.
- Wpadnę jutro, po szkole - rzekł Taylor.
Kevin strasznie, żałował, że nie mógł wydobyć z siebie żadnych słów, że nie mógł przeprosić Taylora, że nie mógł przeprosić mamy, a nawet pani Moore. Pan doktor, który przysłuchiwał się w ciszy całej rozmowie wyprosił wszystkich gestem na korytarz. Rosalie stała jeszcze kilka minut przy szybie pokoju w którym leżał Kevin, po czym pomachała mu wesoło ręką i powoli odeszła znikając mu z oczu.
Słysząc kroki i szepty na korytarzu zamknął oczy i zasnął kołysany popiskiwaniem aparatury do której był przyłączony. Obudziło go pukanie do drzwi następnego dnia, był to Taylor prosto ze szkoły, bo miał ze sobą szkolną torbę.
- Widzę, że z tobą lepiej - powiedział Taylor podchodząc do łóżka z krzesłem.
- Cześć - powiedział Kevin charczącym głosem, jakby nie mówił nic przez tydzień. - Jak ram w szkole? Russell nic ci nie zrobił?
- Nie, już nikt go i jego paczki ni widział, od naszego starcia w parku - wyjaśnił mu Taylor.
- To dobrze - jęknął Kevin - a co z twoją ręką?
- Cała i nie do końca zdrowa, szkoda, że to nie prawa bo nie musiał bym pisać na lekcjach - zaśmiał się Taylor.
Kevin też cicho zachichotał, ale zabolały go żebra, więc lekko się skulił z bólu. Taylor już chciał wzywać pielęgniarkę, ale Kevin posadził go z powrotem na krześle gestem ręki, mówiąc mu, że wszystko jest w porządku, choć wcale tak się nie czół.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę do puki nie wszedł do pokoju lekarz wyrzucając Taylora za drzwi.
Poprzednik 1-Nieokreślony: "W parku" (3/3) | Nieokreślony | Następca 2-Nieokreślony: "Urodziny Taylora" (2/4) |