Opowiadania Wiki
Advertisement
To Opowiadanie jest autorstwa Caelumianin.


Zakon

- Litościwa, rzeknij jeno słowo, a oręż mój stanie się toporem na twych usługach.

Ciemność. Krasnolud zamilkł na moment, wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą widział tlące się węgle.

- Rzeknij jeno słowo, a ma wiara, wszelako fanatyczna stanie się niemożliwą do przebicia zbroją ku twej chwale, a ku wrogom przeciwna.

Wstrzymał oddech. Po chwili z cichym westchnieniem wypuścił powietrze.

- Duszę mą wystawiam w twoim kierunku. Odrzuć ją, jeślim zawinił krzywdy jakie albo przyjmij ten najwyższy z mojej strony możliwy dar i wyznacz mi cel, abym go czym rychlej spełnić mógł.

Krasnolud przykląkł na prawe kolano. Po jaskini rozległo się ciche tąpnięcie. Poczuł chłód skały, lecz nie zważał na to. Ostrożnie zerknął znad hełmu w kierunku, jak mu się wydawało, tronu.

- Ofurze, jakiż to cel mam ci wyznaczyć? - dobiegło wołanie z ciemności. - Jakiż to dar jesteś w stanie mi podarować? Do jakiego poświęcenia jesteś zdolny, ażebym rzekła ku tobie “wypełniłeś zadanie”? Hę?

Ofur przełknął głośno ślinę.  

- Rzeknij jeno słowo, a wypełnię je. - wykrztusił. 

- Znasz przecie mą wolę. Czemu więc nie zamierzasz się doń dostosować? Hę? - głos był szorstki i twardy.  

- Litości, pani. - Ofur poczuł pot spływający mu po twarzy, a w oczach zakręciła się łza. 

- Litości? Błagasz mnie o litość? - śmiech odbił się od ścian jaskini i powrócił ze zdwojoną siłą. - Ofiarowujesz mi wszystko co tylko tobie jest cenne, ale wciąż liczysz, że to zachowasz. Przysięgasz wierność, ale przysięgę łamiesz!  

- Litości. - powtórzył Ofur cienkim głosikiem. 

- Przymknij się! - krzyknęła. - Czy masz mnie za jakąś dziewkę karczemną, którą to wychędożysz i uciekniesz zanim nastanie brzask? Twa dusza nie jest cokolwiek warta, ale długów narobiłeś sobie cholernych. 

Ofur tym razem nie odważył się przeszkodzić. Klęczał. Lekko kołysał się na boki, czując gorąc.

- A ja nigdy nie zostawiam długów! - krzyk, zabarwiony gniewem, wydawał się być bliższy niźli poprzednie.

Wstała, choć ze względu na panującą ciemność Ofur wcale tego nie spostrzegł, i szła powoli, acz bezszelestnie w kierunku krasnoluda. Milczała. 

Jej milczenie potęgowało strach u krasnoluda, który powoli zaczął się trząść. Podeszła bliżej i ujrzała go jak płacze, łzy obficie spływały mu po policzkach. Kołysał się na boki, jakoby na wietrze, niczym zaraz miał się przewrócić, a sił by mu nie miało starczać ażeby powstać ponownie. 

- Portek nie obciążyłeś, hę? - szepnęła mu ostrożnie do ucha. Ofur wzdrygnął się na dźwięk jej głosu, tak blisko niego. - A więc zamknij się i słuchaj. Możesz mnie jeszcze przebłagać, ale tanio nie będzie. Targować też się nie możesz, bom nie kupiec taureński. 

Krasnolud opuścił głowę i wpatrywał się w lewą stopę. 

- Ile? - spytał, a z głosu jego biła powaga.

- Sto...

Jeśli cię zaciekawiło, przejdź do: Zakon - Część I

Advertisement