Opowiadania Wiki
Advertisement

wersja audio

To Opowiadanie jest autorstwa Atlantycki, redagował MaRsHuK.


Mateusz poczekał aż tłum zostanie uciszony, jego krzyki dzwoniły mu w głowie jak igły w metalowym wiaderku, które ktoś energicznie potrząsa. Gdy to nadeszło banita popatrzył po maskach swoich oprawców i stwierdził:

— Wszystko co miało być powiedziane, zostało już powiedziane. Co miało być obnażone, zostało obnażone. A to co miało być opublikowane, zostało spalone. Niech się dzieje, to co nie powinno się dziać.

Gdy skończył swe słowa, banici wystawili swe ręce, jakby miano ich skuć. Rada jednak przez chwilę nie wydała ani jednego dźwięku ze swych ust. Chwila ta zamieniła się w minutę, potem w godzinę. Cisza udzieliła się banitom, oraz tłumowi, dzwoniąc w uszach wszystkich obecnych. Skazani z pogardą gapili się na Radę przeszywając ich wzrokiem. Rada stała jakby lekko zdziwiona, a ludzie, ci nic nie myśleli, poprostu nie wiedzieli co się dzieje.

Wreszcie ciszę przerwał najmłodszy z Rady:

— Wyrżnąć wszystkich gapiów!

Ludzie najpierw niedowieżali, jednak gdy strażnicy wyciągnęli ostrza i zaczęli wykonywać rozkaz bez mrugnięcia okiem, tłum wpadł w panikę. Część chciała uciec przez frontowe drzwi, jednak te były zamknięte, inni starali się dosięgnąć okien, jednak te były zbyt wysoko, a próby podsadzania innych kończył jeden ze strażników wyposażony w łuk.

W tym samym czasie Rada osobiście skuła skazanych i niepostrzeżenie wyprowadziła drzwiami, którymi zwykle wchodzi.

— Nie przewidziałem tego... — Stwierdził Mateusz.

— Mówiłam ci, że to zły pomysł! — Krzyknęła Lucy.

— Sądziłem, że nas zabiją, że nie domyślą się, że...

— Cisza! — Przerwała rada Mateuszowi — Myślałeś, że tacy durni jesteśmy? Że tak łatwo nas przechytrzyć? Myślisz, że nie wiemy, iż gdybyście zostali zabici, oni zapamiętaliby Ciebie jako bohatera, a nas za nieudaczników i kłamców?!

Rada ciągnęła jeńców, ciemnym korytarzem, który był niezwykle ciasny i często skręcał. Nie było w nim nic widać, oraz nie było żadnego echa. Po drodze członkowie Rady zaczęli kłócić się w jakimś nieznanym języku, a z czasem zaczęli się nawet szarpać. Podróż ta trwała mniej więcej kwadrans, a na jej końcu Rada wrzuciła jeńców do równie ciemnej i ciasnej celi jak sam korytarz, którym szli.

— O czym mówili? — Zapytała Mateusza Ange.

— Dyskutowali nad naszym losem, raczej przeżyjemy, ale jakim kosztem?

Advertisement